1 sierpnia obchodzona jest rocznica wybuchu Powstania Warszawskiego – ważnego symbolu walki Polaków z niemiecką okupacją. Już trzy dni wcześniej, o świcie 28 lipca 1944 r., w Szczawnicy 46 kursantów Szkoły Policji Bezpieczeństwa, wspieranych przez żołnierzy Armii Krajowej, rozbroiło niemieckich instruktorów. To wydarzenie, znane jako Powstanie Szczawnickie, było jednym z nielicznych zbrojnych wystąpień na terenie Generalnego Gubernatorstwa w ramach akcji „Burza”.
Plan powstania powszechnego, którego celem było wyzwolenie Polski spod niemieckiej okupacji, powstał już na początku wojny we współpracy rządu RP na uchodźstwie w Londynie z oddziałami ZWZ–AK. Był on wielokrotnie modyfikowany w zależności od zmieniającej się sytuacji militarnej i politycznej. Szczególnie istotnym momentem było zerwanie stosunków dyplomatycznych z ZSRR w 1943 r. po ujawnieniu zbrodni katyńskiej. Jednocześnie alianci zachodni, coraz silniej uzależnieni od współpracy ze Związkiem Radzieckim, stopniowo ograniczali swoje wsparcie dla polskiego rządu emigracyjnego.
Wraz ze zbliżaniem się frontu wschodniego pojawiła się nadzieja na osłabienie niemieckiej obecności na ziemiach polskich. Tymczasem okupant wzmocnił siły, przewidując wzrost aktywności konspiracyjnej. Rząd RP na uchodźstwie rozważał dwa scenariusze: ogólnonarodowe powstanie lub akcję sabotażowo-dywersyjną. Ostatecznie przyjęto tę drugą opcję, dając początek Akcji „Burza”, zapoczątkowanej rozkazem gen. Tadeusza Komorowskiego „Bora” z 20 listopada 1943 r.
„Burza” miała wymiar zarówno militarny, jak i polityczny. Na terenie zachodniej Małopolski, mimo że front dotarł tam dopiero w styczniu 1945 r., działania zbrojne przeciw Niemcom rozpoczęto już kilka miesięcy wcześniej. Operacja zakładała dywersję, ataki na garnizony i przejmowanie władzy przed wkroczeniem Armii Czerwonej.
Wybuch „Burzy” w Szczawnicy i Krościenku
Wśród badaczy i uczestników wydarzeń brakuje zgodności co do dokładnej chronologii tzw. powstania szczawnickiego. Wydaje się, że długotrwałe przygotowania do zajęcia Szczawnicy i Krościenka, niejednoznaczny rozkaz rozpoczęcia Akcji „Burza” oraz obowiązujące wówczas zarządzenie o wzmożonej czujności w związku z możliwym powstaniem doprowadziły do splotu wydarzeń i przedwczesnego wybuchu zbrojnego zrywu.
Wiadomo, że o świcie 28 lipca 1944 r. do Szczawnicy przybył mjr Adam Stabrawa „Borowy”, przekazując ppor. Adamowi Czartoryskiemu „Szpakowi” rozkaz rozpoczęcia Akcji „Burza”. Oddziały z placówek w Szczawnicy, Krościenku, Ochotnicy, Czarnym Dunajcu i Nowym Targu miały skoncentrować się w rejonie Turbacza. Część konspiratorów zinterpretowała ten rozkaz jako sygnał do natychmiastowego opanowania terenu.
Tymczasem w nocy z 27 na 28 lipca Antonina Gawłowska – pracownica poczty w Krościenku – podsłuchała niemieckie komunikaty świadczące o wzmożonej gotowości okupanta wobec możliwego wybuchu powstania. Te informacje, zbiegające się z przybyciem „Borowego”, mogły spotęgować napięcie wśród lokalnych struktur konspiracyjnych.
Dowódca miejscowego plutonu, Eugeniusz Czeremański „Cis”, świadomy nadchodzących działań, postawił swój oddział w stan gotowości. Rankiem 28 lipca zarządził zbiórkę pod Księżym Lasem. Nie wiadomo jednak, czy działał z własnej inicjatywy, czy na rozkaz „Borowego”.
Wieści o wybuchu powstania błyskawicznie rozeszły się po Krościenku. Podczas porannej mszy ksiądz ogłosił koniec wojny, a mieszkańcy – zgodnie z zaleceniami Armii Krajowej — zaczęli wywieszać biało-czerwone flagi, usuwać niemieckie obwieszczenia oraz rozbroili trzech niemieckich żołnierzy.
W Szczawnicy sytuacja rozwijała się równie dynamicznie. Miejscowa placówka, dowodzona przez inż. Adama Czartoryskiego ps. „Szpak” (dyrektora Zakładu Zdrojowego i nadleśniczego), była jedną z najlepiej zorganizowanych w powiecie, licząc około 170 zaprzysiężonych żołnierzy podzielonych na cztery plutony. Mimo to dysponowała skromnym wyposażeniem, co uniemożliwiało skuteczne działania dywersyjne. Pozyskanie uzbrojenia stało się więc priorytetem.
Na terenie uzdrowiska przebywało na szkoleniu 46 policjantów granatowych. Niektórzy z nich nawiązywali kontakty z przedstawicielami lokalnych struktur AK, m.in. ze Stanisławem Błażusiakiem ps. „Pik” oraz inż. Emilem Chramcem, w celu ich dozbrojenia. Plan zakładał, że kursanci rozbroją niemieckich żandarmów oraz opornych kolegów, po czym wszyscy zostaną wyprowadzeni do lasu i wypuszczeni na wolność bez rozlewu krwi.
Według relacji, do ppor. Szpaka przedostał się jeden z kursantów, który wraz ze Stanisławem Błażusiakiem otrzymał polecenie rozbrojenia kursu. Emil Chramiec udał się do willi i przekazał współpracującemu z nim kursantowi Czesławowi Rajskiemu informację o wybuchu powstania – był to ostatni moment, w którym kursanci mogli opowiedzieć się po właściwej stronie.
Jednocześnie Chramiec zagroził, że budynek jest zaminowany i otoczony, choć w rzeczywistości przebywało tam jedynie kilku partyzantów, w tym „Pik” wraz z synem Franciszkiem ps. „Orzełek” oraz Władysław Pruchnicki ps. „Tarzan”. W tych okolicznościach kursanci podjęli decyzję o rozbrojeniu niemieckich żandarmów i dezercji. Choć akcja miała przebiegać cicho, spotkała się z oporem – dwóch żandarmów zginęło, trzeci został śmiertelnie ranny, a jeden instruktor zdołał uciec do placówki Zollgrenzschutzu.
Kursanci zerwali linie telefoniczne, zabrali broń i skierowali się na Plac Dietla, gdzie złożyli przysięgę i formalnie dołączyli do partyzantów.
Wycofanie z Krościenka i Szczawnicy
Szybko okazało się jednak, że oddziały partyzanckie nie były w stanie utrzymać kontroli nad Krościenkiem i Szczawnicą. Jednocześnie ppor. Adam Czartoryski „Szpak” zdawał sobie sprawę, że podjęte działania odbiegały od wydanych rozkazów. W uzdrowisku znajdowały się m.in. komisariat Zollgrenzschutzu, posterunek Sipo (SD) oraz żandarmerii, a w Krościenku kilkudziesięcioosobowy garnizon Wehrmachtu, Luftwaffe i posterunek granatowej policji, co stanowiło realne zagrożenie dla partyzantów.
Pomimo zerwania linii telefonicznej w willi „Renata”, pozostałe łącza komunikacyjne wciąż działały, co oznaczało, że Niemcy mogli pojawić się lada chwila. Zapadła decyzja o natychmiastowym opuszczeniu miasta. Kursanci ustawili się w kolumnę, na czele której stanął Władysław Pruchnicki „Tarzan”, przebrany w mundur zastrzelonego żandarma. Miało to sprawiać pozory wymarszu na niemieckie ćwiczenia. Oddzielnie wymaszerował I pluton placówki AK pod dowództwem sierżanta „Graba”.
Przed wycofaniem partyzantom udało się pozyskać lekarstwa, opatrunki i narzędzia chirurgiczne z magazynu Polskiego Czerwonego Krzyża w willi „Morzewie”. Po opuszczeniu uzdrowiska przez powstańców na placu Dietla pojawiła się niemiecka żandarmeria, która otworzyła ogień – w wyniku czego zginął Józef Zachwieja „Kozak”.
Reakcja niemiecka i represje
Około godziny 11 w Krościenku pojawiły się oddziały Gestapo z Zakopanego pod dowództwem SS-Sturmscharführera Richarda Arno Schemischa. Przeprowadzono przesłuchania pracowników poczty, urzędu gminy oraz niemieckich żandarmów i funkcjonariuszy granatowej policji. Następnie kolumna skierowała się do Szczawnicy, gdzie sytuacja była poważniejsza ze względu na śmierć dwóch niemieckich żandarmów.
W odwecie aresztowano około 80 mieszkańców Szczawnicy, poddając ich szczegółowym przesłuchaniom. Zeznania części świadków wskazywały, że kursanci policyjni zbuntowali się, zabili niemieckich instruktorów i zbiegli do lasu, działając bez wsparcia lokalnej ludności. Niemieckie władze początkowo podejrzewały, że incydent był elementem szerszej, zaplanowanej akcji powstańczej.
Zeznania rannych żandarmów oraz innych niemieckich świadków potwierdzały hipotezę o samowolnym buncie kursantów. Komendant posterunku granatowej policji, Wojciech Pawlus, który w chwili zdarzenia przebywał w Nowym Targu, również potwierdził brak udziału miejscowej ludności. Śmierć Tadeusza Zachwiei „Kozaka” była interpretowana jako dowód na niewinność cywilów.
Ostatecznie Schemisch uznał wersję o spontanicznym buncie za wiarygodną, nakazał zwolnienie zatrzymanych oraz zarządził obławę na zbiegłych uczestników incydentu.
Ucieczka kursantów i potyczki w rejonie Lubania
Po wycofaniu się z okolic Szczawnicy, kursanci pod dowództwem partyzantów „Trzana” i „Iglicy” skierowali się w stronę Krościenka, a następnie przez Przełęcz Snozka zmierzali w kierunku schroniska na Lubaniu, przekraczając Dunajec.
Około godziny 18. dotarli w rejon niemieckiej stacji obserwacyjnej Luftwaffe przy tzw. Wilczych Dołach. Podjęto próbę rozbrojenia załogi, która jednak odmówiła przekazania broni. Wobec zdecydowanej postawy obrońców oraz realnego zagrożenia niezwłocznego pojawienia się niemieckiego wsparcia, kursanci pod dowództwem partyzantów odstąpili od dalszych działań ofensywnych. Decyzja ta wynikała z kalkulacji ryzyka – podjęcie walki mogło skutkować poważnymi stratami osobowymi i strategiczną porażką, zwłaszcza że kursanci znajdowali się na straconej pozycji względem obrońców.
Godzinę później niemiecki pościg, liczący około 50 żołnierzy, podjął działania na podstawie wskazówek załogi stacji, kierując się na wzniesienie Kijowiec, gdzie podejrzewano ukrycie się zbiegłych kursantów. Podczas przeszukiwania znajdujących się tam bacówek Niemcy zastrzelili Józefa Koterbę oraz braci Józefa i Michała Jandyrów. Słysząc strzały, kursanci rozproszyli się po lesie, dzięki czemu uniknęli zatrzymania.
Po rozproszeniu oddziału, ppor. Adam Czartoryski „Szpak” ukrył się w górach nad Szczawnicą, oczekując dalszego rozwoju sytuacji. W rejonie Przełęczy Snozka schronienie znaleźli uciekinierzy ze Szczawnicy m.in. Emil Charamiec, Stefan Świeżawski oraz dr Artur Wemer z żoną Aliną. Następnego dnia tj. 29 lipca większość ochotników, którzy zgłosili się do udziału w akcji w rejonie Turbacza i Snozki, została zwolniona do domów. Pozostali jedynie ci, którzy najbardziej obawiali się niemieckich represji.
Grupa granatowych policjantów dotarła natomiast do Studzionek, gdzie została wcielona do oddziału Juliana Zapłaty „Lamparta”. Jednostka ta została wzmocniona zdobyczną bronią, którą mieli przy sobie kursanci ze Szczawnicy m.in. pistoletami maszynowymi i karabinem maszynowym produkcji czechosłowackiej.
Powstanie Szczawnickie, choć krótkotrwałe i zakończone odwrotem, stanowiło istotny epizod akcji „Burza” w powiecie nowotarskim. Było wyraźną manifestacją polskości i dowodem determinacji struktur Armii Krajowej oraz miejscowej ludności. Wydarzenia te pociągnęły jednak za sobą represje wobec ludności cywilnej oraz nasilenie niemieckich działań w regionie.