Wspomnienie Wandy Tarasiewicz

Wanda Tarasiewicz (z domu Błachowska) urodziła się 1 sierpnia 1920 roku w Brzozowie. Do wybuchu II wojny światowej mieszkała wraz z całą rodziną w Gnieźnie, a następnie, z powodu obowiązkowego przesiedlenia z tamtych terenów, przeniosła się do Nowego Targu. Zaczęła pracę ekspedientki w sklepie Polskiej Policji Generalnego Gubernatorstwa (tzw. granatowej policji).
Szybko zaangażowała się w pracę konspiracyjną. Razem ze swoim ojcem, Antonim, należała do Związku Walki Zbrojnej i Konfederacji Tatrzańskiej. Jak sama wspominała – jedną przysięgę na wierność składała przez Józefem Wraubkiem – komendantem powiatowym Polskiej Policji, a drugą składała przed swym ojcem, przyrzekając mu, iż matka nie dowie się o ich konspiracyjnych działaniach.
Wanda pełniła rolę łączniczki. Sklep, w którym pracowała, stał się punktem kolportażu tajnych gazetek. 27.01.1942 r. została aresztowana wraz z ojcem. Po przewiezieniu do Palace musieli stać przez 24 godziny na korytarzu w oczekiwaniu na przesłuchanie. Nie wolno było ze sobą rozmawiać, oprzeć się, czy napić się wody – złamanie któregoś z tych zakazów skutkowało kopaniem i biciem.
Pierwsze przesłuchanie Wandy trwało krótko, zapytano ją o jej personalia, a następnie skazano ją na trzydniową głodówkę. W czasie posiłków wyprowadzano ją do łazienki i przykuwano do kaloryfera, aby uniemożliwić jej nawet napicie się wody z kranu. Kolejne przesłuchania odbywały się przy notorycznym biciu, wymyślnych torturach, jak wieszanie na drzwiach za wykręcone do tyłu ręce. Dużo gorsze były stosowane przez gestapo tortury psychiczne. Konfrontowano ją ze skatowanym ojcem, grożono przy tym, że widzi go ostatni raz. Zmuszano ją do kąpania się w obecności tłumaczy gestapo, a w czasie przesłuchania Bennewitz wyprowadził ją na balkon, zachwycając się przy tym widokiem Tatr i ubolewając, że młoda dziewczyna już nigdy nie wyjdzie na wolność. Jak zaznaczała sama Wanda: „w stworzonych przez Bennewitza warunkach przesłuchania niejednokrotnie lepsza była śmierć od kuli rewolwerowej”.
Wanda, wraz z innymi więźniami, została deportowana do tarnowskiego więzienia, a stamtąd 27.04.1942 r. została przewieziona z pierwszym transportem polskich kobiet do KL Auschwitz, gdzie otrzymała numer 6884. Udało jej się przeżyć okropności obozowej codzienności. W styczniu 1945 r., wraz z dwoma koleżankami, uciekła z „marszu śmierci”. Po kilku dniach dotarła do Makowa Podhalańskiego, w którym zamieszkała jej rodzina po przymusowym wysiedleniu z Nowego Targu. Na Wandę czekał m.in. ojciec Antoni, który został zwolniony z Palace po trzymiesięcznej gehennie. W wyniku doznanych urazów w trakcie przesłuchań, do końca życia pozostał obłożnie chory. Nieustannie wierzył w powrót córki z obozu. Gdy ta zjawiła się w progu domu, usłyszała głos ojca: „A nie mówiłem?”
Po wojnie zamieszkała w Nowym Targu. Angażowała się w pracę społeczną, opiekowała się byłymi więźniami obozów koncentracyjnych m.in. poprzez pracę w Związku byłych Więźniów Politycznych w Nowym Targu oraz Chrześcijańskim Stowarzyszeniu Rodzin Oświęcimskich. Zmarła 17 listopada 2001 roku.